piątek, 20 marca 2015

Prolog

Świat jest inny niż kiedyś, lepszy czy gorszy, sama nie wiem. Wielka Wojna zmieniła ludzi, otoczenie. Większość gatunków zwierząt wyginęła, niejeden człowiek zmarł z wycieńczenia lub z powodu chorób, które zaczęły się w tamtym okresie rozwijać. Ale teraz wszyscy są zdrowi. Kliniki nie są tak naprawdę potrzebne, dlatego też większość zostało zamkniętych. Na wszystko są szczepionki, a jeśli ktoś mimo to zachoruje, zostaje przetransportowany do Marfuse. To mała, zrobiona przez amerykańskich żołnierzy wyspa. Znajduje się na niej szpital psychiatryczny. Nikt zdrowy, oprócz doktorów, nie może tam dotrzeć. Między innymi dlatego chcę zostać lekarzem – żeby zobaczyć ten legendarny skrawek lądu. Wielu próbowało zobaczyć Marfuse, ale spod kopuły nie jest łatwo się wydostać. Ba, chyba w ogóle się nie da, ale daje bezpieczeństwo. Chroni w razie ponownych konfliktów międzypaństwowych. Tylko rząd kraju wie, jak dokładnie działa nasza tarcza, obywatele nie mogą znać prawdy. Szczerze mówiąc, dopóki ta ,,przykrywka” mnie chroni, nie jestem chętna dowiedzieć się czegokolwiek o jej działaniu. Ale wróćmy do tego, co jest po WW – tak nazywamy Wielką Wojnę. Nie ma latających samochodów, ale są one bardzo dobre, wytrzymałe. Działają na światło, a że nasza ,,ochronka” tak jakby sama decyduje, jaka będzie pogoda, zawsze świeci słońce. Jeśli tylko byłaby ona inna, znaczyłoby to, że coś jest nie tak.
Ludzie po wojnie bardziej ufają władzom państwa. Czy to nas uchroni? Nie mam bladego pojęcia, ale ojciec Luke’a – mojego przyjaciela – twierdzi, że nie jest dobrze. Nie chce powiedzieć o co chodzi, bo dziennikarzom nie wolno niektórych rzeczy ujawniać. Luke namawia mnie, żebym pod nieobecność jego taty zaczęła wraz z nim przeglądać jego notatki i nagrania z wyjazdów służbowych. To chyba zły pomysł, bo tata Luke’a może zostać nawet zamknięty w więzieniu, jeśli tylko ktoś dowie się, że coś wiemy. A co będzie z nami? Też trafimy za kratki, czy może wylądujemy na krześle elektrycznym?
Nie chcę tego robić, bo się boję i w ogóle mnie to nie interesuje. Nasze mamy były ciekawe, co jest za kopułą. Skończyło się tak, że nim je dobrze poznaliśmy, umarły. Umarły? Zostały zamordowane przez władze państwowe. Nie będę powtarzać ich losu.
Nagle słyszę dźwięk dochodzący z pluskwy – tak nazywa się mały przedmiot mocowany przy ubraniach, który działa jak coś, co mój dziadek nazywa telefonem. Podobno ma ich kilka po swoich przodkach. Chciałabym je kiedyś zobaczyć. Dotykam opuszkiem palca dzwoniącą kuleczkę, by po chwili usłyszeć głos przyjaciela.
– Mia, chodź do mnie natychmiast! – wykrzyknął.
– Spokojnie, coś się stało?
– Chodź! Muszę ci coś pokazać.
– Luke, co ty zrobiłeś? – Zaczynam się obawiać.
– Mia, skarbie, chodź.
– Gdybym tylko cię nie lubiła...
– Kochasz mnie. – Udawał, że ze mną flirtuje.
– No oczywiście, zresztą ty mnie też, kocie. – Cmoknęłam.
– Chodź do mnie, mała.
Na tym nasza rozmowa się kończy. Oboje nie jesteśmy skłonni się żegnać, przecież zaraz się spotkamy. Ciekawe, co ten chłopak znów wymyślił.

Jestem już u Luke’a pod domem. Witam się z jego sąsiadką i ruszam do drzwi budynku. Nie muszę nawet pukać, Clearwater otwiera mi ogromne, misternie zdobione wrota, nim się zatrzymać.
– Mia, wszedłem do gabinetu ojca – oznajmia, a mi uginają się nogi.


Witam Was w pierwszej części mojego opowiadania. Mam nadzieję, że opowiadanie spodoba się Wam i będziecie do niego powracać.
Całuski,
Tori xx.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz