Od godziny siadam, by po chwili znów wstać i
zacząć krzyczeć na Luke’a. Jakim trzeba być kretynem, żeby grzebać w cudzych
rzeczach. Mam ochotę zrobić mu krzywdę, naraził się na niebezpieczeństwo. Czy
on zapomniał, że Dowódcy szczególną uwagę zwracają na ludzi z rodzin, gdzie
jedna osoba ma dostęp do informacji nie dla wszystkich obywateli. Jego dom może
być nafaszerowany kamerami, podsłuchami i innymi rzeczami, których działania
nie koniecznie rozumiem.
Nie wytrzymałam tego napięcia i popłakałam się. Podeszłam
do bruneta i uderzyłam go w pierś.
- Czemu do cholery jesteś takim idiotą?! Nie zależy ci na
życiu? –krzyknęłam.
Luke nic nie mówił, po prostu otarł mi łzy. Robił to
delikatnie, jakby bał się, że gdy zbyt mocno dociśnie palce, rozpadnę się w
pył.
- Mia, to jest coś niezwykłego. Musisz to wiedzieć, to
pokazuje, że rząd wcale nie jest taki dobry i ... – przerwałam mu.
- Zamknij się – warknęłam. – Jeszcze jedno słowo, a twój
ojciec o wszystkim się dowie. Trudno stało się i czasu nie cofniemy.
- Nawet bym nie chciał. Teraz wiem wszystko.
- A ja bym chciała i jeszcze przy okazji walnąć cię na
zapas w ten pusty łeb. Masz ukrywać to co wiesz. Nikomu nie mówić, powiesz...
- Powiesz o jedno słowo za dużo, a ludzie się do myślą i
cię zniszczą – zaczął mnie przedrzeźniać.
- Wiesz co? Mam cię dość. Ja próbuję ci pomóc, wyciągam do
ciebie pomocną rękę, a ty mnie olewasz. Nie mam zamiaru się z tobą męczyć. Cześć.
Odezwij się jak zmądrzejesz.
- A ty się odezwij jak uświadomisz sobie, że nie jesteś
wszechwiedząca. Jesteś pustą lalą, która ma wszystko dzięki ojcu ministrze!
Jesteś jak te wszystie inne laski, które udają jakie to są święte a wiadomo co
robią, gdy zajdzie słońce! – Wytrzeszczył oczy i zakrył usta dłonią,
jednocześnie kręcąc głową.
Zranił mnie, po raz pierwszy w życiu mnie zranił. Zawsze
mnie wspierał, bronił przed hienami w szkole. Nie pozwalał mnie krzywdzić. A
teraz on sam to zrobił.
- Mia... Mia, nie uciekaj. Proszę zostań. Przepraszam, coś
mnie opętało, ja nie wiem czemu to powiedziałem. – Chłopak trzymał mnie za
ramię i nie chciał puścić.
- Zostaw mnie. Nie chcę cię na razie widzieć. I puść mnie
– Wyszarpnęłam rękę.
Spojrzałam na niego i mając łzy w oczach wyszłam z jego
posiadłości. Na chwilę cofnęłam się jednak by powiedzieć mu pewne zdanie:
- Chciałam cię uratować.
Zaraz po tym odkręciłam się i poszłam w stronę samochodu.
Spojrzałam na kopułę. Wydawało mi się, że coś błysnęło. Chyba tylko ślepnę,
niemożliwe, żeby kopuła błyskała. Aczkolwiek niemożliwe było także to, żeby
Luke nazwał mnie puszczalską. Miałam tylko jednego chłopaka, w dodatku rzuciłam
go po tym jak próbował się do mnie dobrać. Mój przyjaciel wiedział o tym,
wiedział jak przez to cierpiałam, a teraz mówi mi takie rzezcy? Tak się nie
robi. Tak nie robi przyjaciel.
Wsiadłam do auta i wracając do domu myślałam o tym co dziś
się dowiedziałam od najbliższej mi osoby. Nie mogę pokazać się w domu ze łzami
w oczach, bo ojciec nasłał by na bruneta żołnierzy. W końcu córeczki tatusia
nie wolno krzywdzić, a ten zaufany to zrobił. Bardzo cierpiałam przez to co
Luke mi powiedział, zawsze się kłóciliśmy o szperanie w rzeczach pana
Clearwatera, ale nigdy nie tak jak dzisiaj. Nie mogę przekreślić tej przyjaźni
od tak, ona trwa od dziesięciu lat. Muszę mu wybaczyć, lecz nie teraz. Za jakiś
czas, jak ochłonę.
Podjechałam pod ogromny ceglany dom, filary
podpierały balkon, na którego barierkach znajdowały się różne marmurowe figurki.
Do środka prowadziła ścieżka wytyczona między krzewami i kwiatami. Dalej były
marmurowe schodki, które prowadziły na taras. Był tam mały wiklinowy stolik z
kompletem foteli i sofy. Gdzie nie gdzie stały pokaźnych rozmiarów zielone
rośliny. Niektóre z nich miały na sobie małe, różowe kwiatuszki. Podeszłam do
kilkumetrowych ręcznie rzeźbionych drzwi i przekręciłam gałkę. Weszłam do
środka i zaraz zdjęłam płaszcz, który zgarnęłam z samochodu. Powiesiłam go na
wieszaku przy wejściu.
- Wróciłam!
- Zauważyłem córciu – usłyszałam wiecznie oschły głos
ojca. – Co tam u Luke’a?
- Wszystko okay – odparłam z zaciśniętym gardłem. – Wiesz,
ja już pójdę do siebie, nie spałam dobrze tej nocy. Pójdę się zdrzemnąć.
Bez czekania na odpowiedź taty wbiegłam do ciemnych
dębowych schodach. Chwilię później byłam u siebie w pokoju. Był on zwykły.
Drewniane ściany u dołu, w góry bordowa tapeta w kwiaty. Wszędzie walały się
książki i ubrania. Podeszłam do szafeczki i zapaliłam świeczki, które się na
niej znajdowały.
Co mam zrobić? Luke to mój przyjaciel, jeszcze
nigdy się na nim nie zawiodłam. Zawsze mówił mi prawdę, więc po prostu
powiedział to co o mnie sądzi. Nie wiedziałam, że tak o mnie myśli. Ja nigdy
bym go w ten sposób nie obraziła. Po za tym nigdy nie poszłam z żadnym
chłopakiem do łóżka, żeby nie było, z dziewczyną także.
Nagle usłyszałam pluskwę. Spodziewałam się kogo
głos w niej usłyszę. Mimo wszestko odebrałam.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Nie chciałem cię
zranić. Jesteś dla mnie najważniejsza i nie mam pojęcia czemu to powiedziałem. Wiem,
że taka nie jesteś, wiem jak łatwo cię zranić. Mia, wybacz.
- Luke, nie chcę w tej chwili z tobą rozmawiać.
- Mała, no co ty? Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła? –
Jestem pewna, że usłyszałam jak chłopak załkał.
- Daj czas, nie nalegaj.
- Dobrze, chcę ci tylko powiedzieć, że to co znalazłem
dotyczy... – ponownie mu przerwałam.
- Luke! – wydarłam się. – Mam dość tego, że nie potrafisz
uszanować mojego zdania i próśb! To nie jest trudne! Nie chcę na razie z tobą
rozmawiać i nie drąż tego tematu, bo naprawdę skończysz z kulką w łbie.
Wściekła rozłączyłam się. Miałam dość tego człowieka, choć
mimo wszystko bardzo żle czułam się z tym, że tak na niego naskoczyłam. Miałam
ochotę czymś walnąć i rzeczywiście wzięłam do ręki kryształowy wazon i już
miałam cisnąć nim w ścianę, gdy usłyszałam kobiecy głos.
- Mia, co ty robisz? Wszystko w porządku, usłyszłam
krzyki, więc...
- Wynoś się stąd, Margaret – rzekłam do gosposi nawet nie
zaszczycając jej spojrzeniem. Od dawna mam z nią na pieńku. Naprawdę nie lubię
tej baby, wtrąca się w nie swoje sprawy i jest bezczelna. To tylko nędzna
sprzątaczka, nie ma prawa wpychać tego swojego długiego nochala w moje życie.
- Ale panienko, dlaczego tak się zachowujesz? To
nieprzystoi – strofowała mnie.
- Jakim prawem zwracasz mi uwagę? – warknęłam. – Jesteś nikim,
co osiągnęłaś? Gówno, jesteś tylko sprzątaczką z wybujałym ego. Jeszcze raz
wleziesz w życie mojej rodziny z butami to wyleję cię z roboty.
- Ciągle wyrzucasz mi to co stało się z twoją mamą
panienko. To nie moja wina, przyrzekam.
- Wyjdź.
Margaret tylko westchnęła i wyszła z mojego pokoju cicho
zamykając drzwi. Każdy kto jej nie zna nie potrafi zrozumieć mojej niechęci do
tej hiszpanki. ,,W końcu to miła, starsza kobieta’’ cytując Luke’a. To ona
spowodowała, że moja matka została zamordowana, to ona zesłała na nią
żołnierzy. Ojciec nie chciał mi uwierzyć, powiedział że to głupota mojej
rodzicielki zainicjowała jej śmierć. To nie prawda! Pamiętam jak podejrzewałam
ojca i Margaret o romans. Sądziłam, że mama popełniła samobójstwo, dopiero po
jakimś czasie, gdy dowiedziałam się, że zginęła wraz z matką Luke’a uświadomiłam
sobie co chciały zrobić. Chciały opuścić kopułę. Obawiam się, że Luke też
będzie chciał to zrobić, a przecież wszystko robimy razem. Co za tym idzie? Nie
tylko brunet opuści to miejsce. W końcu tradycji musi stać się zadość. Nawet
jeśli jeszcze raz tak mnie zrani to i tak się przyjaźnimy, więc oboje trzymamy
się razem.
Tak chciał Bóg, tak
chciał los, tak chcieliśmy my.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz