niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział III

Wybaczcie mi długą nieobecność. Nie mam nic na swoje usprawiedliwie. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba.




            Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Wypatrywałam choć by jednej niedoskonałości, niestety bezskutecznie. W pewnej chwili usłyszałam zduszony krzyk Margaret. Wyszłam, żeby zobaczyć czy już umiera czy może powinnam jeszcze poczekać na ten zbawienny dzień. Jakież było moje zaskoczenie, gdy podchodząc do barierki stanęłam za jednym z filarów i wychyliłam się lekko, by spojrzeć na to co odbywało się na dole. To mój ojciec z wściekłością wypisaną na twarzy mówił coś zajadle do gosposi. Jedną z rzeczy różniących mnie od taty jest zdenerwowanie. On zaczyna robić się czerwony i wścieka się jak mało kto, przy tym nie raz zdarzyło mu się użyć przemocy – jednak nigdy nie podniósł na mnie ręki. Ja natomiast podczas wzburzenia na zewnątrz byłam oazą spokoju. Jeśli podczas kłótki dodatkowo zacznę się uśmiechać to mój przeciwnik może szykować się do ucieczki.
- To nie byłam ja! – krzyk kobiety rozniósł się po całym domu. – Jestem pewna, że to ta wstrętna dziewucha. Ona mnie nie znosi, uprzyksza mi życie. Mia nadal uważa, że ja jestem winna śmierci jej matki!
Ojciec chyba nie mógł tego słuchać, bo położył dłonie na twarzy i na chwilę odszedł znikając z pola widzenia.
- Obraź moją córkę ponownie, a powiem, że jesteś niespełna rozumu. Wiesz chyba co za tym stoi.
Na twarzy Margaret pojawiło się przerażenie. No tak, wydostanie się spod kopuły to skazanie się na śmierć. Przyszli lekarze przygotowywani są do tego by opuścić bezpieczne miejsce. Osoby nie przystosowane nie poradzą tam sobie. A w sumie, może trzeba trochę pomóc wydostać się staruszce z tego miejsca.
- Wstydź się Harry. Pomagałam ci pozbierać się po śmierci twojej żony, a ty tak mi się odwdzięczasz? Co by powiedzała twoja matka?
- Nie cofaj się kilka lat do przeszłości, bo to na nic ci się nie zda – warknął ojciec.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, właściciel domu poszedł je otworzyć. Za nimi stał mój przyjaciel Luke. Patrzył się na ojca tym swoim smutnym wzokiem jakie zawsze kierował w stronę dorosłych. To był jego sposób na zdobycie łask starszego pokolenia. Często się z tego śmiałam, ale to wychodziło. Chłopak praktycznie za każdym razem dostawał to co chciał.
- Dzień dobry, ja do Mii. – Brunet uśmiechnął się.
- Cześć. Proszę wchodź. – Przepuszczając chłopaka obrócił się tak, że widział jak Margaret próbowała po cichu się ulotnić. – Ty zostajesz! Nie do ciebie chłopcze, leć do niej. Mia jeszcze śpi, więc mógłbyś już ją obudzić.
- Oczywiście.
Clearwater wchodząc po schodach widział mnie i patrzył z ironicznym uśmiechem oraz podniesioną brwią. Spojrzał na dół, by po kryjomu do mnie dojść. Choć wyraźnie powiedziałam mu, że nie chcę go jeszcze widzieć ten przyszedł. Uklęknął obok mnie i przepraszał. Powiedziałam, że nie jestem zła, ale dopiero gdy go przytuliłam uwierzył.
- Dlaczego siedzisz tu ukryta? – zapytał szeptem.
- Podsłuchuję – zaśmiałam się.
- Mia, to niekulturalne. Gdzie zachowanie godne córki tak wysoko postawionego człowieka? – mówił poważnym tonem, lecz wesoły blask w oczach go wydał.
- Zniknęło. Luke, bo ty nic nie wiesz! Chodź, muszę ci wszystko powiedzieć.
Gdy nikt nie patrzył wstaliśmy i dumnym krokiem poszliśmy do biblioteki. Pomieszczenie to było chyba największym i najpiękniejszym pokojem w tym domu. Niedługo potem weszliśmy do wąskiego, aczkolwiek wysokiego korytarzyka, który ukryty był między najbardziej oddalonymi regałami. Po chwili naszym oczom ukazały się machoniowe schody, prowadzące do małego balkoniku. Był on tak wysoko, że podskakując mogłam dotknąć opuszkami palców fresku znajdującego się na sklepieniu biblioteki. Usiadłwszy na podłodze zaczęłam mu opowiadać wszystko co wydarzyło się w nocy.
- Byłam przerażona, ale ojciec podejrzewa Margaret. To dlatego dziś patrzył na nią tym okropnym wzrokiem. Sama się go bałam.
- To było nie rozsądne. Mogło ci się coś stać, mogli cię rozpoznać i co wtedy?
Ten chłopak naprawdę się o mnie martwił. Chyba wrócił mój kochany Luke. Spojrzałam na niego z lekko uniesioną brwią i politowaniem w oczach, choć tak naprawdę wiedziałam, że chłopak miał rację. Bardzo liczyłam się z jego zdaniem, nawet po naszej kłótni zastanawiałam się, czy faktycznie jestem tak paskudną osobą jak mówił. Mimo, że mnie za to przeprosił i widziałam jak bardzo żałuje za swoje czyny po prostu nie mogłam tego zapomnieć. No nie dało się.
- Nie przesadzaj – mruknęłam wiedząć, że nie przesadza. Niestety wrodzona duma nie pozwalała mi na przyznanie mu racji. – Jest okay, serio Luke.
Na chwilę między nami nastąpiła głucha cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara. Widziałam jak mojego przyjaciela korci bym powiedziała mu nieco więcej o żołnierzach. Bałam się jednak, że zagalopuję się i nawet nie zauważę kiedy znajdę się nad przepaścią popychana przez wiadomości znane tylko Luke’owi i jego ojcu. Może to głupie z mojej, ale postanowiłam na chwilę zignorować moją chęć walki o ,,czyste’’ życie.
- Co chcesz wiedzieć?
Ten tylko się uśmiechnął.
- Nic nie musisz mówić, sam wiem co obecnie się dzieje. Widziałem na filmach nagranych przez ojca. Ale skoro nie chcesz wiedzieć, to...
Przerwałam mu, wiem, że to cholernie niekulturalne, ale nie mogłam czekać. A może mogłam tylko śmierć powoli zaczęła wyciągać po mnie swoje łapska.Widziałam jak wyłaniają się zza przepaści.
- Tylko trochę, drobna wiedza jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Mia, czy to...? A w sumie, walić to! – rzekł trochę niewyraźnie przez pocieranie nosa dłonią w czasie mówienia. – Na tych nagraniach ojciec mówi, że jest wojna, a jego słowa potwierdzane są, przez kilka... Jak oni się nazywali no?
- Grupa? – pokręcił głową. – Armia? Oddział?
- Bingo! Oddziały, wiele oddziałów wyjeżdżają w czasie nocy z miast. Z filmów ojca wynika jednak, że im bliżej końca kopuły, wojsko ujawnia się nawet za dnia.
- Coś musi się dziać? Ale gdyby to była wojna to wszyscy byliby powiadomieni.
- Chyba, że boją się, że naród postanowi wszcząć bunt i wiadomo jakie skutki to pociągnie za sobą. To straszne, ale prawdziwe, kochanie.
Przez chwilę siedziałam w ciszy i przyglądałam się jedynie swoim dłoniom. To by oznaczało, że mój ojciec jest takim samym sukinsynem jak dawni rządzący, jednak wiem, że on taki nie jest. Nie przyjęłam tego do wiadomości, że mój tata może rozpoczynać wojnę. Z pewnością zauważyłabym, że jest coś nie tak, ujawniłby się. Nigdy nie miał przede mną tajemnic. Chyba, że ta wstrętna Margaret... Może ona zmusza ojca do milczenia, wiem jaka potrafi być przekonująca.
- Nie myśl teraz o Margaret – odezwał się Luke patrząc mi prosto w oczy, aż miałam nieodpartą ochotę odwrócić wzrok.
- Skąd wiesz o kim myślę? Czytasz mi w myślach?
- Zawsze jak o niej myślisz czy mówisz jesteś cała czerwona i wbijasz paznokcie w dłonie.
Dopiero zauważyłam, że faktycznie wbijałam paznokcie w skórę. Zrobiły mi się nawet półkoliste wgłębienia.
- Chyba na tym powinniśmy zakończyć naszą rozmowę o tym czego się dowiedziałeś. – Patrzyłam jak odgarnia włosy z twarzy. Robił to z gracją, chwila! Co ja przed momentem pomyślałam? Mia, wstydź się – naskoczyłam na samą siebie. Tak nie wolno, to twój przyjaciel. Ale bliski, znany od wielu lat. Zawsze był przy tobie. To i tak przyjaciel.

Nie mogę myśleć o tym, że ręce Śmierci są coraz bliżej. Nie mogę, muszę uciec i chyba powinnam się wycofać. Tak więc: Żegnaj Śmierci! Niczego więcej nie chcę wiedzieć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz