Leżałam
na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Wypatrywałam choć by jednej
niedoskonałości, niestety bezskutecznie. W pewnej chwili usłyszałam zduszony
krzyk Margaret. Wyszłam, żeby zobaczyć czy już umiera czy może powinnam jeszcze
poczekać na ten zbawienny dzień. Jakież było moje zaskoczenie, gdy podchodząc
do barierki stanęłam za jednym z filarów i wychyliłam się lekko, by spojrzeć na
to co odbywało się na dole. To mój ojciec z wściekłością wypisaną na twarzy
mówił coś zajadle do gosposi. Jedną z rzeczy różniących mnie od taty jest
zdenerwowanie. On zaczyna robić się czerwony i wścieka się jak mało kto, przy
tym nie raz zdarzyło mu się użyć przemocy – jednak nigdy nie podniósł na mnie
ręki. Ja natomiast podczas wzburzenia na zewnątrz byłam oazą spokoju. Jeśli
podczas kłótki dodatkowo zacznę się uśmiechać to mój przeciwnik może szykować
się do ucieczki.
- To nie byłam ja! – krzyk
kobiety rozniósł się po całym domu. – Jestem pewna, że to ta wstrętna
dziewucha. Ona mnie nie znosi, uprzyksza mi życie. Mia nadal uważa, że ja
jestem winna śmierci jej matki!
Ojciec chyba nie mógł tego
słuchać, bo położył dłonie na twarzy i na chwilę odszedł znikając z pola
widzenia.
- Obraź moją córkę ponownie, a
powiem, że jesteś niespełna rozumu. Wiesz chyba co za tym stoi.
Na twarzy Margaret pojawiło się
przerażenie. No tak, wydostanie się spod kopuły to skazanie się na śmierć.
Przyszli lekarze przygotowywani są do tego by opuścić bezpieczne miejsce. Osoby
nie przystosowane nie poradzą tam sobie. A w sumie, może trzeba trochę pomóc
wydostać się staruszce z tego miejsca.
- Wstydź się Harry. Pomagałam ci
pozbierać się po śmierci twojej żony, a ty tak mi się odwdzięczasz? Co by
powiedzała twoja matka?
- Nie cofaj się kilka lat do
przeszłości, bo to na nic ci się nie zda – warknął ojciec.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi,
właściciel domu poszedł je otworzyć. Za nimi stał mój przyjaciel Luke. Patrzył
się na ojca tym swoim smutnym wzokiem jakie zawsze kierował w stronę dorosłych.
To był jego sposób na zdobycie łask starszego pokolenia. Często się z tego
śmiałam, ale to wychodziło. Chłopak praktycznie za każdym razem dostawał to co
chciał.
- Dzień dobry, ja do Mii. –
Brunet uśmiechnął się.
- Cześć. Proszę wchodź. –
Przepuszczając chłopaka obrócił się tak, że widział jak Margaret próbowała po
cichu się ulotnić. – Ty zostajesz! Nie do ciebie chłopcze, leć do niej. Mia
jeszcze śpi, więc mógłbyś już ją obudzić.
- Oczywiście.
Clearwater wchodząc po schodach
widział mnie i patrzył z ironicznym uśmiechem oraz podniesioną brwią. Spojrzał
na dół, by po kryjomu do mnie dojść. Choć wyraźnie powiedziałam mu, że nie chcę
go jeszcze widzieć ten przyszedł. Uklęknął obok mnie i przepraszał.
Powiedziałam, że nie jestem zła, ale dopiero gdy go przytuliłam uwierzył.
- Dlaczego siedzisz tu ukryta? –
zapytał szeptem.
- Podsłuchuję – zaśmiałam się.
- Mia, to niekulturalne. Gdzie
zachowanie godne córki tak wysoko postawionego człowieka? – mówił poważnym
tonem, lecz wesoły blask w oczach go wydał.
- Zniknęło. Luke, bo ty nic nie
wiesz! Chodź, muszę ci wszystko powiedzieć.
Gdy nikt nie patrzył wstaliśmy i
dumnym krokiem poszliśmy do biblioteki. Pomieszczenie to było chyba największym
i najpiękniejszym pokojem w tym domu. Niedługo potem weszliśmy do wąskiego,
aczkolwiek wysokiego korytarzyka, który ukryty był między najbardziej
oddalonymi regałami. Po chwili naszym oczom ukazały się machoniowe schody,
prowadzące do małego balkoniku. Był on tak wysoko, że podskakując mogłam
dotknąć opuszkami palców fresku znajdującego się na sklepieniu biblioteki.
Usiadłwszy na podłodze zaczęłam mu opowiadać wszystko co wydarzyło się w nocy.
- Byłam przerażona, ale ojciec
podejrzewa Margaret. To dlatego dziś patrzył na nią tym okropnym wzrokiem. Sama
się go bałam.
- To było nie rozsądne. Mogło ci
się coś stać, mogli cię rozpoznać i co wtedy?
Ten chłopak naprawdę się o mnie
martwił. Chyba wrócił mój kochany Luke. Spojrzałam na niego z lekko uniesioną
brwią i politowaniem w oczach, choć tak naprawdę wiedziałam, że chłopak miał
rację. Bardzo liczyłam się z jego zdaniem, nawet po naszej kłótni zastanawiałam
się, czy faktycznie jestem tak paskudną osobą jak mówił. Mimo, że mnie za to
przeprosił i widziałam jak bardzo żałuje za swoje czyny po prostu nie mogłam
tego zapomnieć. No nie dało się.
- Nie przesadzaj – mruknęłam
wiedząć, że nie przesadza. Niestety wrodzona duma nie pozwalała mi na
przyznanie mu racji. – Jest okay, serio Luke.
Na chwilę między nami nastąpiła
głucha cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara. Widziałam jak mojego
przyjaciela korci bym powiedziała mu nieco więcej o żołnierzach. Bałam się
jednak, że zagalopuję się i nawet nie zauważę kiedy znajdę się nad przepaścią
popychana przez wiadomości znane tylko Luke’owi i jego ojcu. Może to głupie z
mojej, ale postanowiłam na chwilę zignorować moją chęć walki o ,,czyste’’
życie.
- Co chcesz wiedzieć?
Ten tylko się uśmiechnął.
- Nic nie musisz mówić, sam wiem
co obecnie się dzieje. Widziałem na filmach nagranych przez ojca. Ale skoro nie
chcesz wiedzieć, to...
Przerwałam mu, wiem, że to
cholernie niekulturalne, ale nie mogłam czekać. A może mogłam tylko śmierć
powoli zaczęła wyciągać po mnie swoje łapska.Widziałam jak wyłaniają się zza
przepaści.
- Tylko trochę, drobna wiedza
jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
- Mia, czy to...? A w sumie,
walić to! – rzekł trochę niewyraźnie przez pocieranie nosa dłonią w czasie
mówienia. – Na tych nagraniach ojciec mówi, że jest wojna, a jego słowa
potwierdzane są, przez kilka... Jak oni się nazywali no?
- Grupa? – pokręcił głową. –
Armia? Oddział?
- Bingo! Oddziały, wiele
oddziałów wyjeżdżają w czasie nocy z miast. Z filmów ojca wynika jednak, że im
bliżej końca kopuły, wojsko ujawnia się nawet za dnia.
- Coś musi się dziać? Ale gdyby
to była wojna to wszyscy byliby powiadomieni.
- Chyba, że boją się, że naród
postanowi wszcząć bunt i wiadomo jakie skutki to pociągnie za sobą. To
straszne, ale prawdziwe, kochanie.
Przez chwilę siedziałam w ciszy i
przyglądałam się jedynie swoim dłoniom. To by oznaczało, że mój ojciec jest takim
samym sukinsynem jak dawni rządzący, jednak wiem, że on taki nie jest. Nie
przyjęłam tego do wiadomości, że mój tata może rozpoczynać wojnę. Z pewnością
zauważyłabym, że jest coś nie tak, ujawniłby się. Nigdy nie miał przede mną
tajemnic. Chyba, że ta wstrętna Margaret... Może ona zmusza ojca do milczenia,
wiem jaka potrafi być przekonująca.
- Nie myśl teraz o Margaret –
odezwał się Luke patrząc mi prosto w oczy, aż miałam nieodpartą ochotę odwrócić
wzrok.
- Skąd wiesz o kim myślę? Czytasz
mi w myślach?
- Zawsze jak o niej myślisz czy
mówisz jesteś cała czerwona i wbijasz paznokcie w dłonie.
Dopiero zauważyłam, że faktycznie
wbijałam paznokcie w skórę. Zrobiły mi się nawet półkoliste wgłębienia.
- Chyba na tym powinniśmy
zakończyć naszą rozmowę o tym czego się dowiedziałeś. – Patrzyłam jak odgarnia
włosy z twarzy. Robił to z gracją, chwila! Co ja przed momentem pomyślałam?
Mia, wstydź się – naskoczyłam na samą siebie. Tak nie wolno, to twój
przyjaciel. Ale bliski, znany od wielu
lat. Zawsze był przy tobie. To i tak przyjaciel.
Nie mogę
myśleć o tym, że ręce Śmierci są coraz bliżej. Nie mogę, muszę uciec i chyba
powinnam się wycofać. Tak więc: Żegnaj
Śmierci! Niczego więcej nie chcę wiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz